Geoblog.pl    argentina2010    Podróże    Argentyna    i znowu w domu
Zwiń mapę
2010
07
mar

i znowu w domu

 
Polska
Polska, Warszawa
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 32571 km
 
AK: poczulam jednak koniecznosc zakonczenia opisu naszej wyprawy, bo wyglada na to, ze my wciaz na plazy w Urugwaju sie smazymy albo przepadlysmy gdzies w jungli.
niestety nie - od tygodnia studzi nas juz marcowy snieg nad polska ziemia ( w mym przypadku wroclawska)
Wtajemniczeni wiedza juz, jak przebiegla nasza wiekopomna podroz powrotna do domu.
Niewtajemniczeni niech sie dowiedza (ku przestrodze ludu), ze wloskim liniom lotniczym ALITALIA mowimy zdecydowane NIE. Jak sobie od tygodnia o czymkolwiek z Italia zwiazanym pomysle, to same palabrotas cisna mi sie na jezyk i inne czesci ciala. ( w łagodnej angielskiej wersji okreslam ich sobie jako inglourious basterds ). juz nie chce domku w Toskani...
A bylo to tak:
Po tym jak 26 lutego przebilysmy sie miejskim autobusem przez zatloczone, gorace miasto na lotnisko, cale otulone spalinami, kurzem, upalem, i w nerwach czy aby zdazymy (trasa zapetlala sie jakos i wila dziwnie w kolko, bo kazdy pasazer musial byc dostaczony w niedostepne inaczej miejsca dzielnic mieszkanych, szpitalnych, ugorow, slamsow i przyautostradowych pustkowi), myslalysmy, ze gorzej nie bedzie. Zaraz sie okazalo, ze terminal C podany na rezerwacji nie istnieje, bo Alitalia lata sobie z terminalu A...
A na tym terminalu juz przekonalysmy sie, ze owszem lata sobie Alitalia, ale juz bez nas, bo juz po odprawie i wlosi wesolo polecieli sobie do domu. zapomnieli tylko nas poinformowac, ze polecieli sobie wedlug wlasnego czasu, a nie argentynskiego. gdy pare miesiecy wczesniej cala ameryka pld zmieniala czas na letni, Argentyna nie zmienila (chyba chodzilo o strajk jakiejs fabryki, moze Aga W pamieta dokladniej), ale Alitalia zalozyla, ze zmieni i ustalila sobie jakis wlasny czas, o czym od wrzesnia do lutego zapomniala nas poinformowac. Mozna ich nawet zrozumiec - w koncu my po wlosku nie mowimy, a w drodze do buenos przekonalysmy sie, ze powinnysmy, bo oni innych jezykow to za bardzo nie lubia.
I tak przez jakis straszny moment mialysmy w perspektywie pomieszkiwanie na lotnisku argentynskim i wizje Toma Hanksa w filmie "Terminal" (hmm tylko troche to inne warunki mieszkalne).
Pani przedstawicielka Alitalia, gdy spytalysmy sie "dlaczego nikt nas nie poinformowal wedlu ktorego czasu polecimy", spojrzala przelotnie i wytlumaczyla beztrosko" yes, they should have informed you, but somehow, I don't know why...they didn't" koniec cytatu i rozmowy.
Do domku zgodzily sie zabrac nas linie AirFrance (choc troche postraszyly, ze moze nie byc biletow, ale ja nawet z pilotem zgodzilabym sie siedziec albo chocby w toalecie), co okazalo sie wybawieniem i nawet nagroda za nerwy i stres. Nic nie doplacalysmy, choc bylysmy gotowe na klotnie jak lwice o potencjalne koszty, ktorych sie moga od nas domagac.
Air Frace nas upoilo szampanem, winem, ugoscilo pysznym jedzeniem, mnostwem filmow, muzyki, roznymi gadzetami potrzebnymi na dluuugi lot nad oceanem. I jakos kazdy steward (podkresle, ze FRANCUZ stereotypowo gardzacy jezykiem szekspira i mcdonalda) mowil po angielsku i nawet hiszpansku.
I tak przez Paryz do domu - wymeczone i czyste jak buenos aires o 12.30 po poludniu w piatek 26 lutego na ulicy Rivadavia w autobusie nr 8.
na koniec jeszcze mily pan na Okeciu poczul sie w obowiazku przeswietlic nasze plecaki, a moj nawet dokladnie przeszukac, obmacujac me klapki i trampki, bo byl przekonany (pewnie i slusznie), ze w kazdym moze sie zmiescic 25 gram poludniowoargentynskiego swiezego towaru. na szczescie na moje i dziewczat przekownywania, ze na prawde nie warto przeszukiwac mej nieupranej, troche zuzytej 3 tygodniowej garderoby, odpuscil sobie przeszukiwanie mych koszulek, majtek i skarpetek.
Ach - i dzieki wielkie osobom witajacym nas na lotnisku za wspaniale tradycyjne przyjecie nas chlebem, sola i wodka. To bylo strzalem w dziesiatke (albo raczej strzalem w cinco) i takie wsparcie dobrze nam zrobilo (-:
Czytelniku! Pamietaj wiec ma złotą myśl: jakie państwo, takie linie lotnicze! (albo poucz sie moze wloskiego, jesli nie chcesz miec w alternatywie plyniecie na tratwie przez Atlantyk).
Ale cala podroz i tak SUPCIO (jak widac na niezałączonych zdjęciach), strat w ludziach, bagazach nie było, jak ktos chce ujrzec pingwina- na ziemie ognsista, jak porzadny lodowiec - do el Calafate, jesli chce pomoczyc nogi w jeziorze polodowcowym - pod Fitz Roya. a do jungli ci, co dobrze znosza skwar i upasione pajaki.
Buenos - ja mysle, ze dzien, dwa wystarczy aby ujrzec co nalezy, ale potem szybko sunac autokarem przez Patagonie (wtedy nie uniknie sie dworca retiro, ale coz- wszystko do przezycia)
moze Kasia i Aga zechca dodac jakies uwagi, komentarze, podsumowania, odczucia, skargi, zale? (-:

 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (5)
DODAJ KOMENTARZ
Szlafrok i Ferajna
Szlafrok i Ferajna - 2010-03-08 11:36
Dziękuję za dokończenie rozpoczetej misji. Z okazji Międzynarodowego Dnia Kobiet najlepsze życzenia dla wszystkich forumowiczek i uczestniczek wycieczki. Tym samym można uznać, że dobiegła końca.
Dodam jeszcze, że podobno na Bielanach jest obecnie dużo dobrego jedzenia: kotlety domowego pochodzenia, kiełbasy i inne frykasy.
Sierściuch Bielański pewnie jest smutny z powodu tragicznej śmierci kuzyna z Brzegu nad Odrą. Fatalne zakończenie miał ten kot. A miałem nadzieję, że go jeszcze pogonię po ogrodzie.
 
Borsuk Franciszek
Borsuk Franciszek - 2010-03-09 12:52
Bardzo interesujący blog. Śledziłem go bez przerwy z Lasku Bielańskiego. Cieszę się, że jest iskierka nadziei na degustację jakiegoś wina z Argentyny. Liczę na szybką realizację postulatów. Pozdrawiam Sierściucha, który kiedyś zostawił mi kawałek kotleta w Lasku. Mamy nadzieję, że wiosna przyniesie nam dużo pozywienia.
 
argentina2010
argentina2010 - 2010-03-09 13:16
jesli ktos jest dalej zainteresowany losami sierciucha bielanskiego, borsuka franciszka, KUBAŃSKIego BORSUKa, PROSIAKa Z BEŁCHATOWA oraz celej reszty zwierzat sledzacych przygody pingwinow w Argentynie zapraszamy
http://burmiszcz-z-wilanowa.e-blogi.pl/
 
Ala Żubro
Ala Żubro - 2010-03-11 13:11
Dziękujemy dziękujemy las chicas guapas za wszystkie wpisy, anegdoty, informacje o populacji gauchos na koniu i rady pić czy nie pić w autobusach. Zdjęcia sa obłędne, filmiki również, jadną z uczestniczek wieduje, faktycznie jest cała i nie lubi Alitalia. Pozdrawiam wsystkich wesołych forumowiczów.
To dziewczyny, gdzie teraz?
 
argentina2010
argentina2010 - 2010-04-06 10:01
Ala- teraz chyba wyprawa do Belgii! (-:
 
 
zwiedzili 2.5% świata (5 państw)
Zasoby: 18 wpisów18 87 komentarzy87 10 zdjęć10 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróże
04.02.2010 - 07.03.2010