AW- no i dotarlysmy lot o 5:40, brak snu i baaaaaaaaaaardzo powolny pan na lotnisku, prawie nas wyprowadzil z rownowagi - prawie ,) bo sie nie dalysmy, ale obsluga linii LAN byla tak super, ze niech sie AlItalia schowa, gleboko najlepiej i nie wychodzi (oficjalnie jestesmy z nia poklocone do 26 lutego do ok 11:00 )
miasteczko smieszne, male mega, ale urokliwe
hostel Freestyle do polecenia - fajny, czysty, w kibla prawie nie smierdzi ;)
zaraz po check-inn nie zrazone ochlodzeniem, bo tylko 17 stopni ;) ruszylysmy szukac zrodla dobrych trunkow oraz dostepu do pingwinow, na punkcie ktorych AgaK ma obsesje (opowiada nam, ze jeden na nia czekal i takie tam....jednym slowem Aga es loca;)
zakupilysmy rejs 5,5h (200ARS tato - aha i jutro gosc, ktory nam sprzedawal ma mi dac moenty chilijskie) aha my stargowalysmy do 180ARS oficjalnie jestem z nas dumna
poniewaz mialysmy chwile poszlysmy cos zjesc (uwaga w UShuaia same restauracje, brak porzadnej budy z hambuksami - byla jedna nie porzadna, ale tania, wiec zjadlysmy nad morzem = niech zyje na wynos). Podczas jedzenia do naszej trojki przylaczyl sie towarzysz i byl z nami do wyruszenia statku....bez podniecenia zbyt - pies, jeden z bezpanskich, ktore podobno biegaja tu hordami (hord nie widzialysmy, byl nasz jeden perro, bardzo wierny dopoki mialysmy hambuksy i chwile potem).
Wyprawa statkie, co mam napisac aaaaaaaaaaaaaaaaaawidzialysmy kormorany, lwy morskie (super rycza i sa smieszne - cielska wielkie) i oczywiscie pingwiny!!!!!
Poniewaz AgaK zrobila im 1 milion zdjec, najpierw je przejrzymy.
Ale machaly do nas pletwami, plywaly, krzyczaly i w ogole bylo bosko!!!
teraz powrot, kompletnie zrabane pijemy piwo (popularne Quillmas)
na wyrazne zyczenie
pilysmy piwo Quilmass, Palermo i Patagonia (najlepsze wg nas Patagonia, ale Quillmas na co dzien)
oraz taka sangria z bialego wina (tez very dobra)
co do piw najlepiej sie je pije w parkach Buenos (oraz na przystani Ushuaia) - w jednym z parkow wczoraj Kachna prawie podpalila trawe = takze jestesmy slawne
aha wprowadzilysmy nowa jakosc do Argentynskich tradycji (tutaj nikt nie pije piwa w parkach i na lawkach, nawet zule = dobrze, ze przybylysmy my, bo to spoleczenstwo bylo do tej pory bardzo ubogie kulturalnie )
co do cen na specjalne zyczenie - nie mam pojecia, czasem 7 za pol litra czasem 12 za litr, zalezy jak sie trafi czasem nie pamietam ;)
Aloja tu Aga K: jestem masakrycznie zmeczona, upojona arktycznymi wiatrami i Quilmassem oraz psychodeliczna muzyka portiera-dj hostelu Free style, ale zyje.
To prawda jestem loca na punkcie pingwinow, to taka obsesja i skoncze jak ten odjechany pan w ¨spotkaniach na krancach swiata¨ herzoga. ale boooooosko bylo, co za przezycie na wyspach pingwinow i morskich lwow i ech, w ogole...tylko troche sie odmrozilam, ale za burte nie wypadlam.
aha i w ramach bartelu wymienilam dzis z argentynskim chico polskie monety (unikalne i niepowtarzalne w swiecie, cenione bardziej niz eruaki) na pocztowki ze zwierzakami tierra del fuego! nie ma to jak dobry wolny handel.
Co do Buenos to 2 dni na zwiedzanie zycia dziennego i nocnego wystarczy, a potem koniecznie trzeba zwiewac w jungle i dzicz. polecam za to piwo patagonia, lokalne pierozki z pollo lub carne i wszelkie hiszpanskojezyczne konwersacjie, noegocjacje i bratanie sie z ludem tubylczym (0¨besos besos dla wszystkich!!
KK: dobrze, ze dziewczyny sa ze mna to przynajmniej wiecie, gdzie jestem i co widzialam :)) zatem ja moge sie skupic na rzeczach dla mnie najwaznieszych:
1) zarcie - okrutnie paskudne! wczoraj jadam subwaya a dzis hamburgera za 22 zlote i musialam podzielic sie z psem (bezdomny pies na totalnym zadupiu znacznie bardziej wychowany niz Szlafrok!!!) Kusz daj mu cos specjalnego z lodowki od cioci:)))
2) nowe ksywki: Aga K od dzis zwana Pingwiniara lub Panna Migatka (od migotania flesza - obled jakis!!! nie zrobilam zadnego zdjecia pingwinom bo po co skoro Aga zrobila milion :))
3) wyprawy: jutro wyprawa do... Carrefoura!!! po normalne zarcie!!! dlaczego? bo...
4) kolacja: dzis na kolacje jadlysmy babeczki i piwo (przepalilam fajka). znienawidzilam ludzi, ktorzy jedli obok zapiekanke!! zatem przyjazni nie nawiazalam zadnych!
5) piwo - bezcenne! milosc, ktora nigdy nie zawodzi! Ta milosc ma nowe imie - Patagonia :)) 10 ARS!
6) jelita - Kusz, dzieki za troske - na razie dzialaja sprawnie - bylbys ze mnie dumny! ;)
7) Lobuz apteczka sie nie przydaje - bo nie mamy syropu z alkoholem :)) w przeciwnym razie dawno by juz poszedl! Opalenizna znikoma - mrozy na poludniu + 19 stopni :))) brrrr!!!!
8) lunatycy otaczaja mnie... udaje sie na swoja prycze - ublagalam Wawrzyczka i spie na dole - w przeciwnym razie na pewno bym spadla!!!