Geoblog.pl    argentina2010    Podróże    Argentyna    Mendozanskie upaly
Zwiń mapę
2010
17
lut

Mendozanskie upaly

 
Argentyna
Argentyna, Mendoza
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 17396 km
 
AW: po krotkiej wizycie w Buenos, a dokladnie na dworcu autobusowym Retiro (ktory jest straszny i nie polecam jedzenia tam kotletow/hamburgerow, jedynie empanadas - takie jakby pierogi - daly rade, chociaz bez rewelacji) dotarlysmy do Mendozy. I tu powitaly nas upaly, letni wiaterek pojechal na wakacje, ale i tam bylo cool. Bylysmy w parku (park w Mendozie jest tak duzy jak cale miasto. W parku owym widzialysmy casting do jakiegos dzieciecego programu, co podejrzewamy bylo przykrywka do jakiegos filmu dla doroslych...
Wielkie palmy, ptakow masa, zimne piwko - cudnie.
Hostel Confluencia super - mialysmy 3 os. pokoj, super czysty z prywatna lazienka za 50 pesos od osoby. Reczniki zmieniane codziennie - sniadanie takie sobie = dzem. W ogole oprocz El Chalten, gdzie wode mozna bylo pic spokojnie z kranu (dobra) w innych miejscach tez serwuja z kranu, ale za to smierdzi jak z kibla i tak tez smakuje = nie polecamy.
W drugi dzien ruszylysmy na podboj winnic - na rowerach (mozna tam pojechac autobusem i autobusem wrocic - w hostelu oczywiscie naciagaja na podwozeniu...). Po 11km na rowerach dotarlysmy do konca trasy i wracalysmy potem. PIerwsza winnica - wlasciciel z Francji powital nas malym zwiedzaniem, degustacja wina (15 pesos), po ktorym siadlysmy w winnicy nad zasluzonym posilkiem upolowanym przez KK z determinacja godna prawdziwego lowcy (czyli Subwayem ;)) i winkiem zakuopionym w winnicy. Przy 35 st. upale myslalysmy, ze dalej nie pojedziemy, ale udalo sie i nawet bez upadkow i w miare prosto (przez moment sledzil nas miejscowy policjant...). Obejrzalysmy tez oliwiarnie czy jak to sie nazywa i jeszcze kilka winnic.
Zmeczone wrocilysmy do Mendozy popatrzec na nocne zycie :D chociaz margarity tu robic nie umieja...no trudno.
Ostatni dzien w Mendozie, czekajac na 36-godzinna podroz do Iguazu... spedzilysmy w miejscowych termach...w ktorych pocwiczylysmy z KK uda i posladki na wodnej sciezce zdrowia, wypilysmy pare piwek, posiedzialysmy w goracej wodze...Termy na zdjeciach wygladaja lepiej.... Sanepid moglby miec pare uwag co do niektorych zbiornikow wodnych...
i znowu w hostelu chcieli nas oszukac i zawiezc na straszne pieniadze, ale nie dalysmy sie!!!! autobus w dwie strony 14,60 :D

Mendoza pikna byla, ale sie skonczyla i 19.02 o 21:30 wsiadlysmy do autobusu do Iguazu, przed nami 36 godzin aaaaaa bedziemy smierdziec, ze hej :D

Jeszcze pare info nt. lotu z El Calafate do Buenos (na lotnisku musicie liczyc sie z dodatkowa oplata nie wliczona w cene 38 pesos = za co dokladnie nie wiadomo). Z lotniska na dworzec retiro mozna spoko dojechac autobusem (chyba 33 i 45) za 1,25 ARS ale uwaga w autobusach trzeba miec monety!!!! inaczej nie pojedziesz. Nie polecam tez netu na dworcu Retiro, bo tez straszny i drogi. Jezeli jednak musielibyscie skorzystac to za 30 minh 3 pesos i znowu trzeba miec moenty po 1 pesos. Monety w tym kraju sa dobrem rzadkim, wszedzie je trzeba miec, ale nikt ich nie ma (albo ma, ale klamie, ze nie ma). Walka o rozmienienie kasy jest straszna i jak ktos koniecznie musi miec drobne, to sie niezle nameczy. Dlatego tez nalezy drobne zbierac (szczegolnie 1 pesos) i jak tubylcy klamac, ze sie nie ma...;)

KK: Kilka info uzupelniajacych, niezbednych, moim zdaniem!
1) wycieczka po winnicach spelnila moje oczekiwania, choc i tak chwila idealna, to chwila skradziona jakiemus wlascicielowi, gdy niepostrzezenie przycupnelysmy pod krzaczkiem winogron, zamoczylysmy konczyny w rowie (system nawadniajacy) i zarlysmy te winogrona pospiesznie :))
2) w parku bylo naprawde fajnie, kolejne litry bro pod golym niebem, oczywscie pojechalysmy kompromitujacymi opowiesciami z przeszlosci :)) i pewnie byloby jeszcze fajniej, gdyby nie fakt, ze przegonila nas wiewiorka!!!
3) zwiarzeta w Argentynie: sporo ich tutaj a wszystkie, ktore ja widze sa niezwykle egzotyczne: wiewiorka, kury, zajace, myszy, krowy, owce, no niestety KOTY rowniez!!! Jedynie pingwiny mi sie udaly, ale do tego nie wracajmy, bo mi sie od razu zimno robi a poza tym zaplacilam za nie 200 zeta i to zagwarantowalo sukces:)))
4) sponsor wyjazdu: zdecydowanie firma subway!!! slowo SUPCIO oraz cyfra 5! Jak widze subwaya to od razu lece i kupuje kanapki na 2 dni z gory :)) SUPCIO jest tutaj dla mnie wszystko :))) a cinko place za wiekszosc rzeczy, jak tylko cos pojde kupic to od razu wiadomo ile zaplace:)))
5) religia: bardzo religijny ten kraj,na kazdym kroku stawiaja miniaturowe kapliczki (mniej wiecej tak czesto jak u nas krasnale w latach 90.), ktore sa przyozdobione na wszelkie mozliwe sposoby, takie troche straganiarskie! Jezus natomiast chodzi pewnie ciagle na lekkim gazie, bo obok tych kaliczek pelno pustych butelek po roznych trunkach!
6) ha, termy :))) taaak... kto zaplaci wiecej temu powiem jak bylo naprawde:))OTWIERAM LICYTACJE!
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
Garbaczka Klaczka
Garbaczka Klaczka - 2010-02-22 16:31
No Bejbe, dawaj, co znalazłaś w tych termach? :DDDDDDDDDDDD
 
 
zwiedzili 2.5% świata (5 państw)
Zasoby: 18 wpisów18 87 komentarzy87 10 zdjęć10 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróże
04.02.2010 - 07.03.2010